Wspomnienia (marzec - październik 2005) W ostatnich dniach października wraz z grupą przyjaciół zorganizowaliśmy wyjazd na Roztocze Ukraińskie. Każdy z nas poszukiwał swoich tematów. Ja skoncentrowałem się na klimacie kresów na poszukiwaniu człowieka, który funkcjonuje w zgodzie z naturą, ciężko pracuje, często żyje w biedzie. Te niezwykłe spotkania z życzliwymi ludźmi, rozmowy, pozwalają mi odnaleźć sens życia w tych zwariowanych czasach. W połowie października (14-16) odbył się plener naszego Związku Polskich Fotografów Przyrody, okręg Roztoczańsko - Podkarpacki w Bieszczadach. To były miłe dni spędzone wśród najbliższej rodziny i przyjaciół. Pod koniec września po raz kolejny na zaproszenie Leszka Karaudy ze Szczecina, wybrałem się na rykowisko do Puszczy Wkrzańskiej. Leszek ma niesamowite doświadczenie w podchodzeniu zwierząt, doskonale zna ich zwyczaje i czasami wydaje mi się, że wie co myślą. Często zachowują się tak jak przepowie. Historyczne jest już powiedzenie Lecha: „stój tu i czekaj za 2 godziny powinny wyjść z lewej strony – najpierw łania potem byk“ , a jak nie wyjdą – pytam , na to Lech: „A gdzie niby mają pójść, stój i czekaj“ Dla mnie wydawało się, że jelenie mogą pójść w każdym kierunku – dlaczego niby miały przyjść do mnie. Prawie zawsze jednak przychodziły tam gdzie stałem. Te wyjazdy to dla mnie czas dużej nauki jak przechytrzyć ssaki i je zrozumieć. Leszkowi zajęło parę lat aby rozpracować ten teren i poznać zwyczaje żyjących tu jeleni. Dzięki Lechu za naukę i wielkie emocje. W tym roku nie mogłem odmówić sobie wyjazdu nad Bug. Na początku lipca szukałem tu klimatów polskiej wsi: wypas krów i koni, sianokosy oraz beztroskie wakacje młodzieży nad nadbużańskimi starorzeczami. W przerwach pomiędzy fotografowaniem udało mi się zrealizować krótki film (12 minut) o Kazimierzu nad Wisłą. To naprawdę wyjątkowe miejsce, nie przypuszczałem, że jakieś miasto mnie zachwyci. Kazimierz ze swoim położeniem, wkomponowany w krajobraz, wspaniałą architekturą i historią powalił mnie na kolana. Nie jestem pierwszy i pewnie nie ostatni, który nie oparł się urokowi tego miasteczka położonego nad Wisłą. Pod koniec koniec kwietnia zorganizowałem wyprawę na Białoruś, nad Prypeć. Wyruszyłem moim land roverem. Dzięki pomocy naszego konsulatu w Brześciu sprawnie udało mi się przekroczyć granicę. Na miejscu spotkałem się z Semionem Levy z którym razem udaliśmy się nad rozlewiska Prypeci. Semion był super przewodnikiem. Doskonale znał teren i przyrodę. W czasie naszej wyprawy odwiedzaliśmy zapomniane prypeckie wioski z drewnianą architekturą, ze wspaniałymi, gościnnymi ludźmi, organizowaliśmy spływy Prypecią, odwiedzaliśmy ornitologów białoruskich itp. Utwierdziłem się w przekonaniu że Polesie Białoruskie to jest to o czym marzę i do czego cały czas tęsknię: niesamowita przyroda, przestrzeń i ludzie żyjący blisko przyrody. Wiosna minęła mi na licznych wyjazdach nad Wisłę. Mam duże szczęście że mieszkam niedaleko tej pięknej i dzikiej rzeki. Wisła jest niepowtarzalna, największa nasza rzeka o ciągle nieuregulowanym nurcie, z licznymi wyspami, łachami i starorzeczami. Fantastyczne są dwa odcinki: Małopolski Przełom Wisły (od mostu w Annopolu do mostu w Puławach) oraz Wisła Środkowa (od mostu w Dęblinie do mostu w Górze Kalwari). Wczesną wiosną fotografowałem nadejście fali powodziowej. Wisła toczy niesamowite ilości wody, które rozlewają się wszędzie tam gdzie jest taka możliwość. Najczęściej szczelnie wypełnia dolinę od wału do wału przeciwopowodziowego. Są jednak miejsca nad Wisłą gdzie nie ma wałów i tam woda wdziera się na łąki zamieniając je w morze wody. Na tą wodę wszyscy mieszkańcy spokojnie czekają - nikt tu nie mieszka przy samej rzece. Życiodajne wiosenne rozlewiska to bogactwo ryb, nawodnione łąki, zasilone w wodę starorzecza itp. Aż miło patrzeć. Kiedy woda opada z rzeki wynurzają się piaszczyste wyspy, które zaraz zasiedlane są przez ptaki – to prawdziwy ptasi azyl w nurcie rzeki. |
© Prawa autorskie do zdjęć i tekstów zamieszczonych na tej
stronie są zastrzeżone i chronione polskim prawem. |