Wspomnienia (październik 2008 - luty 2009)


Na początku października w Lasach Spalskich i Lasach Koneckich odbyło się pierwsze po 100 latach oryginalne bartne miodobranie. Było ono zwieńczeniem dwuletniego programu: „Bartnictwo – odtwarzanie staropolskiej tradycji”. Szeroko opisywaliśmy w TOP działania towarzyszące realizacji tego bezprecedensowego przedsięwzięcia. Przywrócenie zainteresowania bartnictwem polskich przyrodników i pszczelarzy rozpoczęło się od wizyty Tatiany Baranowskiej z WWF Rosja w Spalskim Parku Krajobrazowym gdzie naszkicowano plan działania we współpracy z parkami, leśnikami z Nadleśnictwa Spała oraz Mazowiecko – Świętokrzyskim Towarzystwem Ornitologicznym. Następnie pozyskano środki z Globalnego Funduszu Środowiska ONZ, WWF Polska oraz od poszczególnych parterów programu. Jego „gwoździem” była zeszłoroczna wizyta w naszych lasach dwóch bartników z odległej Baszkirii – republiki rosyjskiej położonej na południowym Uralu. To tam bowiem w parku narodowym Szulgan - Tasz, jako w jedynym miejscu na świecie ocalało to oryginalne rzemiosło, które jeszcze 200 lat temu w całej Europie było właściwie jedynym znanym sposobem otrzymywania miodu. Ahtiam Isanamanov i Rais Galin z maleńkiej wioski Galag-Bier wykonali wówczas pokazowe 6 barci w olbrzymich spalskich sosnach. Dzianie barci odbywało się w rezerwatach za zgodą władz leśnych i Ministerstwa Środowiska, a dalsze ich funkcjonowanie objął opieką naukową Oddział Pszczelarstwa Instytutu Sadownictwa ze Skierniewic. Po pierwszym roku funkcjonowania barci i wykonaniu 3 kolejnych już przez polskich adeptów bartnictwa (pracowników Nadleśnictwa Spała i Spalskiego Parku Krajobrazowego), okazało się, że kilka barci jest już spontanicznie zasiedlonych, a do kilku sztucznie wprowadzono matki starych polskich ras pszczoły miodnej.

W międzyczasie nasi świeżo upieczeni bartnicy pobierali dalsze nauki tym razem miodobrania na dalekim Uralu. Wizyta ta zaowocowała dalszym zacieśnianiem kontaktów i konkretnymi planami na przyszłość. Kolejnym etapem w realizacji odtwarzania bartnictwa była ekspedycja dokumentacyjna na ukraińskie i białoruskie Polesie oraz na Litwę. Polscy przyrodnicy oraz pszczelarze i leśnicy szukali tam śladów i pozostałości naszego środkowoeuropejskiego bartnictwa. Wyjazd ten okazał się niezwykle owocny gdyż właściwie na żywo u ostatnich pszczelarzy hodujących pszczoły w kłodach, a nawet w barciach (jedyny taki przypadek), mogliśmy porównać nasze doświadczania, rekonstrukcje narzędzi bartnych, a także ocenić skuteczność innej nieco, uralskiej metody poruszania się po drzewach.

Podsumowaniem tych wszystkich doświadczeń była międzynarodowa konferencja poświęcona bartnictwu, zorganizowana w ostatnich dniach sierpnia w Spale. Dwudniowe spotkanie cieszyło się ogromnym powodzeniem wśród licznej rzeszy przybyłych gości zainteresowanych dzikim utrzymaniem pszczół. Wśród prelegentów byli szacowni profesorowie z ośrodków akademickich i naukowych, administracja Lasów Państwowych, specjaliści od produktów regionalnych, przyrodnicy. Wśród referatów wyróżniał się szczególnie ten autorstwa Tatiany Baranowskiej opisujący ekologią pszczoły miodnej z Uralu, jej olbrzymią odporność na warozę i gnilca. Jak się okazało na podstawie wieloletnich badań, pszczoły tamtejsze żyjące w barciach są odporne na warozę aż o 40% od naszych pszczół, przy czym nie stosuje się u tej pszczoły zwanej burziańskiej, żadnych lekarstw ani zabiegów leczniczych! Po prostu pszczoły wypracowały swoje metody walki z tymi niebezpiecznymi chorobami. Nie po raz pierwszy okazuje się, że to co naturalne jest najlepsze. W perspektywie nowej choroby zabijającej pszczoły na całym świecie, może się okazać, że bartnictwo stanowić będzie swoistego rodzaju arkę Noego i refugium, gdzie będą mogły spokojnie przeczekać globalne zagrożenie.

Program posiada także medialną obudowę w postaci wydawnictwa specjalnej broszury, wielu artykułów w prasie, relacji w ogólnopolskich stacjach telewizyjnych i radiowych. W tomaszowskim Skansenie Rzeki Pilicy zorganizowana została okolicznościowa wystawa poświęcona przedsięwzięciu oraz wykuto dwie pokazowe kłody bartne. W parku wiejskim „Kępa” w Spale została ustawiona przy pokazowej barci specjalna tablica informacyjna we współpracy z samorządem gminy Inowłódz, będącej właścicielem terenu.

Podczas ubiegłotygodniowego miodobrania w Żądłowicach nad Pilicą, ponownie przybyły z Uralu Ahtiam Isanamanov, uważnie przyglądał się postępom swoich polskich podopiecznych. Przekazywał cenne uwagi, sprawdzał poprawność miodobrania, oceniał fachowo kondycję pszczół i stan barci. Na koniec odbyło się uroczyste pasowanie polskich bartników na pełnoprawnych członków tej rzadkiej profesji. Uralski bartnik przekazał tradycyjne baszkirskie nakrycia głowy dla Tomasza Dzierżanowskiego i Andrzeja Pazury. Miodobranie było także okazją dla zaprezentowania licznym mediom idei bartnictwa, jego roli w przyrodzie i lokalnej społeczności. Prezentowano różne sposoby wspinania się na drzewo, degustowano pierwszy w Polsce po 100 latach miód bartny. Ma on niesłychanie głęboki i różnorodny bukiet smakowy, nie jest odwirowany i spożywa się go także z woskiem i pyłkiem. Ostatnim akcentem była uroczysta biesiada, na której zaproszeni gości mogli skosztować nad Pilicą lokalnych produktów przygotowanych przez koło gospodyń wiejskich z Brzustowa. Był to niezwykle oryginalny widok ubranego w baszkirski strój ludowy Ahtiama Isamanova, zajadającego się maślakami w śmietanie, dżemem z ulęgałek czy razowym chlebem, w towarzystwie pań w strojach rawsko – opoczyńskich!

Jakie są plany na przyszłość i perspektywy rozwoju polskiego bartnictwa? Istnieje potrzeba prowadzenia dalszej nauki dla nowych bartników i przekazanie tej niełatwej sztuki dla leśników, pszczelarzy i przyrodników. Bartnictwo jest niezwykle pożądane w lasach – zwiększa liczbę zapylaczy roślin leśnych, przyczynia się do ochrony starych najcenniejszych lasów, może stanowić produkt regionalny dla lokalnej społeczności i dodatkowe źródło dochodów, a także być atrakcją ściągająca rzesze turystów. A zainteresowanie jest całkiem spore. Do Spalskiego Parku Krajobrazowego zgłaszają się nadleśnictwa i parki z całej Polski, chcące współpracować czy pragnące posiadać na swoim terenie miodną barć.

Jacek Tabor

          

Mamy piękną jesień. Pogoda jest kapryśna ale kolory dopisują. Dzwonię do Bogdana Bigory zaprzyjaźnionego motolotniarza mieszkającego niedaleko Wisły i zaczynamy
wstrzeliwać się w stabilne momenty w pogodzie. Wygląda to tak, że śledzimy dokładnie prognozy pogody, a potem jak jest szansa na lot to spotykamy się w ustalonym miejscu i czekamy na odpowiedni wiatr i odpowiednie oświetlenie. Jak wszystko się zgra, aparaty na szyje i w górę - adrenalina niesamowita.....latamy w okolicach Józefowa i Solca.

      

Na przełomie listopada i grudnia prawie miesiąc spędzam z zimorodkiem. Tuż koło domu w Puszczy Kozienickiej mam zimujące nad niewielką rzeczką Pacynką zimorodki.
Zimorodki polują na małe rybki, są w tym mistrzami. Jak wypatrzą rybkę nurkują za nią pod wodę. Swojej zdobyczy wypatrują siedząc na ulubionych patykach, gałęziach czy korzeniach drzew wystających koło wody. Jak coś spostrzegą to jak pocisk wpadają w wodę, składają skrzydła, wyciągają dziób i w ułamku sekundy znikają pod wodą aby po chwili wynurzyć się z rybką, odbić od wody i pofrunąć na gałąź. Tutaj zimorodki ogłuszają rybkę uderzeniami o drzewo i połykają swoją ofiarę w całości. Wszystko to wygląda niesamowicie, sama sceneria, niezwykle kolorowy ptak i te ataki. Zdumiewa samo połknięcie rybki, która czasami jest niewiele mniejsza jeżeli chodzi o długość od zimorodka.
Bardzo trudne zdjęcia, zależało mi szczególnie na uchwyceniu zimorodka w momencie jak wylatuje z wody z upolowaną rybką. Miesiąc prób oraz systematyczne dokarmianie zimorodka przyniosło upragniony efekt. W dokarmianiu uczestniczyła żona Jola i córka Monika. Pod koniec zdjęć zimorodek leciał koło mnie kilka metrów i czekał na rybki. Jak wpuszczałem je do rzeki to parę razy usiadł mi na plecach jak byłem pochylony nad wodą....

           

W przerwach pomiędzy uczestnictwem w programie TVP "Dzika Polska" realizuję swoje projekty. W lutym fotografuję i filmuję nad Biebrzą orły bieliki do filmu o Czerwonym Bagnie.
Siedzę kilka dni w ukryciu, czasami pada śnieg, czasami świeci słońce. Jest kilka bielików i cała masa kruków. Do ukrycia wchodzimy po ciemku jeszcze przed świtem, a opuszczamy nasz "apartament" wieczorem jak się ściemni i odlecą ostatnie ptaki. Fajna przygoda, już tęsknię do następnej zimy...

          

                                        


W dniach 6 - 8 lutego 2009 r. uczestniczę w plenerze naszego okręgu (Okręg Roztoczańsko-Podkarpacki Związku Polskich Fotografów Przyrody). Integrowaliśmy się w gościnnych obiektach Roztoczańskiego Parku Narodowego. Spotkanie połączone było z wernisażem wystawy zbiorowej pt. "Przyroda Roztocza", rozstrzygnięciem konkursu na Fotografa Roku 2008 Okręgu oraz plenerem fotograficznym. W imprezie uczestniczyło ponad 40 osób (członkowie, kandydaci i goście). Była zmienna pogoda i nadzwyczaj ciepło. Słonko mocno grzało aż parował cały las. Magiczną puszczę znaleźliśmy w drodze na Bukową Górę, las prawie się gotował, parowały drzewa i podłoże. Unoszące się opary tworzyły niesamowite nastroje. To był taki bonus dla leniuchów. Ci co poszli rano nic ciekawego nie widzieli, las parował dopiero w południe jak słońce świeciło najmocniej. Ja byłem tym razem z rodziną i generalnie się relaksowałem. Los i tym razem był łaskawy. Okazało się, że nawet na rodzinnej wycieczce można "odlecieć".


     


         

 

00  01  02  03  04  05   06  07  08  09  10  11  12  13  14  15  16  17  18

 

© Prawa autorskie do zdjęć i tekstów zamieszczonych  na tej stronie są zastrzeżone i chronione polskim prawem. 
Fotografie są własnością spadkobierców Artura Tabora i nie mogą być wykorzystywane bez ich pisemnej zgody !


Webmaster: Zbigniew Cieśla zc@plusnet.pl