Wspomnienia (styczeń - maj 2006)


To już tradycja – wyprawa na przełomie maja i czerwca do Lecha Karaudy na ssaki, kierunek Szczecin. Fotografujemy ssaki: sarny, jelenie i dziki. W tym roku po raz pierwszy ugięły się pode mną nogi, kiedy w całym kadrze miałem lochę, która prowadziła małe warchlaki, schowałem się za statyw z duszą na ramieniu - udało się, mam zdjęcia i żyję. 

     


Wiosna w pełni ! Nie wiadomo w co wsadzić ręce, wszystko „się kocha“ – siedzę nad Wisłą - pełnia szczęścia !

     


Polujemy na falę powodziową, która przetacza się przez Wisłę. Marzy mi się ładna pogoda z dynamicznym niebem, trzeba wstrzelić się w punkt, fala przechodzi bardzo szybko 2 –3 dni i jest po temacie. Atakujemy Wisłę w okolicach Kozienic, wodujemy moje canoe i razem z Rafałem Siekiem wypływamy na wzburzone wody. Wisła ma kolor jasnego brązu i przypomina kawę z mlekiem. Fantastycznie wyglądają zalane wierzby w wodzie, pływamy po polach i łąkach (niezłe uczucie). Na jednej z wierzb znajdujemy siedzącego lisa, nie zdążył uciec. Pogoda super. Przeprowadzam kolejny test mojego Canona. Podniecony światłem robię zbyt gwałtowny ruch ciałem i wypadam z łódki w mętne wody Wisły. Całe szczęście, że miałem kamizelkę ratunkową i aparat założony na pasku na szyi. Trochę czasu zajmuje mi dopłynięcie do łódki z aparatem pod wodą, kiedy go wyciągam wszystko się świeci na wyświetlaczu !, szybko wyjmuję baterię – to koniec myślę, tego żaden aparat nie zniesie, chyba że ten do fotografii podwodnej. Zalałem tel. komórkowy i pilota do samochodu. Po dopłynięciu do wozu, walczę z wyjącym alarmem, nie ma go jak odblokować, przecinam nożem kabel zasilający syrenę, odpalam w trybie awaryjnym i nago z butami na nogach wracam do domu. Aparat suszę 2 dni – wkładam baterię i szok wszystko działa !!! – ten aparat nie powinien tego przeżyć !!!

     


Mam dość zimy i na poszukiwania wiosny wyruszam do zachodniej Polski, tam zawsze wiosna przychodzi wcześniej. W Parku Narodowym Ujście Warty jestem pod opieką przyjaciela Pawła Baranowskiego, pracownika Parku. Pod jego doświadczonym okiem podpatruję stada łabędzi krzykliwych, przelotnych kaczek i gęsi. Obserwuję jak gwałtownie podnosi się woda na zbiorniku. W tym roku był fajny moment, kiedy zbiornik po zimie był skuty lodem i na to wszystko wchodziła woda z roztopów. Wiele zwierząt min. dziki, jelenie, sarny były uwięzione na wyspach i czekały na spokojniejszą wodę aby dopłynąć do stałego bezpiecznego lądu – super moment na zdjęcia. Okupiliśmy to niestety wielokrotnymi kąpielami w lodowatej wodzie do której wpadaliśmy, kiedy pękał pod nami topniejący lód.

     


Niesamowite chwile spędziłem w Monasterze Św. Onufrego w Jabłecznej nad Bugiem - zostałem zaproszony na wigilię do klasztoru. Przeżycie niesamowite móc zobaczyć i poczuć to wszystko od środka. Trudno to opisać – było wspaniale i już nie mogę doczekać się następnej wigilijnej wieczerzy, nabożeństwa w cerkwi o północy i kolędowania z zaprzyjaźnionymi ojcami po nadbużańskich gościnnych wioskach..

     


W styczniu uczestniczę w barwnym prawosławnym obrzędzie liturgicznym święcenia wody podczas święta Jordanu w Drohiczynie nad Bugiem. Niesamowita atmosfera. Z pobliskiej cerkwi po mszy wyrusza nad Bug procesja. Mężczyźni niosą krzyże i chorągwie. Nad rzeką czeka wykuty w lodzie krzyż i ołtarz przyozdobiony świerkami. W tym roku była solidna zima i nareszcie udało mi się sfotografować to święto w zimowej scenerii. Było super z jednym ale…, niektóre fotografujące to osoby w poszukiwaniu jakiś dziwnych ujęć zakłócali uroczystość, kładli się na ziemię przed procesją, robili zdjęcia 10 cm od twarzy modlących się ludzi itp. szok i niesmak – mi było wstyd.

     


Ostatnia zima dała się na wszystkim mocno we znaki, była długa i śnieżna. Zimą kontynuowałem temat Wisły, żyjącej rzeki. Kiedy chwyciły pierwsze mrozy były fantastyczne momenty z płynącą krą, potem jak ostra zima zaczęła się na dobre rzeka stanęła i wszystko przypominało krajobrazy z bieguna północnego: torsy lodowe, ogromna biała nieskażona przestrzeń, szalejące zawieje i zamiecie. Wszystko zamarło, życie nad rzeką tliło się w okolicach Puław i Kozienic, gdzie Wisła nie zamarzła – tworząc parujące oparzeliska pełne ptaków: kaczek, kormoranów , łabędzi ,czapli, które próbowały przetrwać ten trudny czas w asyście bielików. Miło zaskoczył mnie sprzęt fotograficzny min. cyfrowe „pudełka“ które wytrzymały sesje zdjęciowe przy –30 stopniach Celsjusza. Kolega Rafał Siek z którym często fotografowałem zimą próbował na tym mrozie zjeść banana którego schował do plecaka – nie dał rady ! nie dało się obrać go nawet maczetą !!!

     
 

00  01  02  03  04  05   06  07  08  09  10  11  12  13  14  15  16  17  18

 

© Prawa autorskie do zdjęć i tekstów zamieszczonych  na tej stronie są zastrzeżone i chronione polskim prawem. 
Fotografie są własnością spadkobierców Artura Tabora i nie mogą być wykorzystywane bez ich pisemnej zgody !


Webmaster: Zbigniew Cieśla zc@plusnet.pl